26 maja 2018

Relacja ze spotkania autorskiego z panią Anną Sakowicz

Moi drodzy,

jak zobaczyłam wydarzenie na facebooku o spotkaniu z Anną Sakowicz to postanowiłam, że chętnie  wyrwę się z domu i na nie pojadę. Daleko nie miałam, choć podróż minęła mi z przygodami. Akurat jechałam skrótami po uliczkach, koło jakiegoś lasu, a w komórce Julki (której chwilowo używam) usłyszałam tekst: Połączenie GPS zostało przerwane. Hmmmm.... Musiałam się zdać na własny zmysł orientacji w terenie. Tym razem się udało i dotarłam :) Nawet udało się strzelić fotkę. A jak było na samym spotkaniu z autorką? Zapraszam na moją relację!

 


Zanim pojechałam na spotkanie zajrzałam na swoją stronę lubimy czytać i przeżyłam szok. Wyobraźcie sobie, że nie czytałam żadnej książki tej Pani, mimo iż mam kilka kupionych papierowych, a kilka w ebooku. Ktoś spyta: po co kupować książki kogoś kogo nigdy nie czytałaś? Sama nie umiem na to pytanie odpowiedzieć. Wydaje mi się, że mój zmysł czytelniczy zaufał autorce i dlatego chciałam mieć te książki w swojej biblioteczce. W ostatnich latach pokochałam polskie autorki (i autorów) i uważam, że mamy co czytać, każdy znajdzie coś dla siebie w rodzimej literaturze. Dlatego tak często promuję naszych polskich pisarzy.

Spotkanie było w Studni na obrzeżach Warszawy. Fajne, klimatyczne miejsce, gdzie zapoznałam ciekawe osoby jeszcze przed spotkaniem.

Z samego spotkania wiele się dowiedziałam o autorce i o jej twórczości. Pani Ania opowiadała po kolei o swoich książkach, o tym czy można znaleźć w nich coś z jej własnych przeżyć, skąd bierze pomysły na fabułę, na bohaterów. Z zaciekawieniem słuchałam jak taka książka powstaje, czy najpierw jest fabuła, główny szkic czy pójście na żywioł. Pisanie dla autorki jest momentami swoistą autoterapią. Były rozważania na temat jak przeżyć krytykę, z którą wiadomo każdy autor musi się spotkać. Pani Ania powiedziała jak często pisze, kiedy to robi, jak zżywa się ze swoimi bohaterami, czy przeżywa historie o których pisze. Podobało mi się zdanie autorki, że "chce pisać, a nie produkować książki". Padło pytanie także o to, kto wybiera okładki do książek, czy autor ma wpływ na tytuł swojej powieści itd. A tak skoro jesteśmy przy okładkach to już wiem, czemu tak często są na nich zdjęcia kobiet. Podobno takie książki z osobami na okładkach sprzedają się lepiej. Więc chyba jestem inna, bo osobiście wolę jak nie ma żadnych osób na okładce. 



Nie przeszkadzało mi słuchanie o bohaterach książek, o których nie mam żadnego pojęcia. Autorka nie spojlerowała, za co jej bardzo dziękuję, bo zechcę poznać te historie i sama je przeżyć we własnych myślach. 

Dużo czasu poświęcone było ostatnio wydanej książce autorki "Na dnie duszy". Patrząc na okładkę myślałam, że to romans, a to jest książka większego kalibru, zmuszająca do przemyśleń, pisana najdłużej i na pewno inna niż pozostałe powieści autorki. Taka jak to nazywam typowa obyczajówka dająca do myślenia, o której się nie zapomina po odłożeniu książki na półkę. 

Podoba mi się to, że autorka w swoich książkach dotyka tematów trudnych. Taka właśnie powinna być książka obyczajowa, taka jak nasze życie, które nie zawsze jest kolorowe i wesołe, choć wiadomo że każdy by takie wolał. 


Podobno styl pisania autorki też ewoluował i dojrzewał. Pewnie ma na to wpływ fakt, że pani Ania ma już 9 książek na swoim koncie. A we wrześniu wychodzi pierwsza część nowej trylogii, tytuł pierwszej książki "Być jak Brigett" - ma być to coś bardziej lekkiego dla kobiet. 

Poczułam do autorki sympatię, gdyż znalazłam kilka cech współnych. Po pierwsze obie mamy kota, tzn. ja mam kotkę, która teraz leży koło mnie jak piszę na komputerze. A po drugie... też założyłam bloga będąc przed 40-stką, będąc na rozdrożu swojej zawodowej "kariery". Obecnie jako kura domowa szukam odskoczni od "siedzenia" w domu, stąd mój wypad na spotkanie autorskie. Wolę to niż pójście na zakupy, można poznać takich książkoholików jak ja, dowiedzieć się czegoś nowego. 

Dla dzieci kupiłam książeczkę o Leniusiołkach- dostaną do paczki na Dzień Dziecka. Nie miałam pojęcia że autorka sama szyje maskotki Leniusiołki, które rozdaje np. dla dzieci chorych na nowotwory. Niesamowite jest to, że kobieta, która podobno nie umie szyć, sama się nauczyła to robić... Niech mi nikt nie powie, że kobiety nie są silne :)


Moje spostrzeżenia są takie, że mam bardzo dużo do nadrobienia w czytaniu. Nie wiem czy jestem gotowa na literaturę trudniejszą i bardziej emocjonalną. Książki dobieram w zależności od nastroju, obecnie mam ochotę na coś lżejszego, wiec może najpierw zacznę od Trylogii: "Złodziejka marzeń", "To się da!" i "Już nie uciekam" czekają na kindlu. Mam nadzieję, że wkrótce zdam Wam z nich relację. 

Do zobaczenia!
K.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że do mnie wpadłeś. Jeśli masz ochotę to zostaw komentarz.
Zapraszam na mojego Facebooka, gdzie organizuję konkursy oraz na Instagrama, na którym zamieszczam zdjęcia książek i nie tylko.