08 listopada 2018

"Teatr pod Białym Latawcem" Ilona Gołębiewska

112/2018

Najnowsza książka Ilony Gołębiewskiej to największe zaskoczenie. Na plus. Podchodziłam do niej trochę jak do jeża, coś mi nie grało, okładka, opis? Z jednej strony miałam ochotę poznać twórczość autorki, z drugiej jakoś mnie nie ciągnęło. Ale jak już przeczytałam, to żałuję jednego - że zrobiłam to tak późno. Jestem zachwycona. Książkę czytałam w tamtym miesiącu, ze względu na urodziny bloga dopiero piszę recenzję, ale moje emocje związane z tą powieścią nadal są w moim sercu. A to najlepsza rekomendacja. Nie jest to książka, którą po przeczytaniu odkładasz na półkę, ale opowieść, która nadal żyje w mojej pamięci. 


"Człowiek bez wiary we własne siły i możliwości jest jak latawiec pozbawiony wiatru, który by go niósł w przestworza i pozwolił lecieć jak najdalej. Miłość potrafi podnieść nas z największego upadku." 


Zuzanna Widawska, główna bohaterka książki, to kobieta, którą polubiłam od pierwszych zdań książki. Redaktorka największego dziennika w kraju, z powodu ciętego języka, zostaje zwolniona z pracy z dnia na dzień. Nowy początek nie jest łatwy, gdyż szef zamknął jej drogę do konkurencji. Zuza musi zacząć wszystko od nowa. Udaje jej się zatrudnić w redakcji czasopisma dla pań, co jest pracą stanowczo poniżej jej kwalifikacji. Kobieta musi spłacić byłego szefa, dlatego sprzedaje mieszkanie w apartamentowcu i przenosi się do małej klitki w kamienicy na Woli. Tam poznaje ekscentryczną sąsiadkę Elenę, której najpierw nie znosi, a dzięki której potem zmieni się cały jej świat. 

Bardzo ważnym wydarzeniem, który przewija się wciąż na kartach powieści, jest wypadek samochodowy z dnia 6 grudnia 2013 r. W wyniku tego nieszczęśliwego zdarzenia ginie kobieta, a jej syn zostaje inwalidą do końca życia. Wdowiec Jakub to szanowany biznesmen warszawski, który próbuje sobie poradzić z żałobą, a przede wszystkim nie spocznie zanim nie znajdzie osoby, która spowodowała wypadek i uciekła z miejsca przestępstwa....Autorka w bardzo przemyślany sposób dawkuje nam życie rodziny, to co dzieje się z nią teraz po kilku latach od tego strasznego dnia.

Bardzo ucieszyłam się, jak odkryłam, że książka dotyka także czasów Wojny. I właśnie w tym momencie zaczyna się mowa o teatrze. Co działo się z teatrem w czasie okupacji? Czy odbywały się spektakle? Nie jestem fanką teatru, a mimo to książka mnie zafascynowała, co świadczy o kunszcie autorki. 

"Po chwili zapalono światła. Kurtyna powoli poszła w górę. [...]  Eleonora napotkała wzrok matki i uśmiechnęła się do niej najpiękniej, jak tylko umiała. Wtedy jeszcze ani ona, ani jej rodzice nie wiedzieli, że wystarczy jedna chwila, by ich piękne życie zamieniło się w wojenny koszmar."


Teatr na kartach powieści to nie jest zwykły budynek, w którym odbywają się spektakle, to niesamowite miejsce opiekujące się niepełnosprawnymi dziećmi. Rozdziały, które opisywały to, co zyskiwały te dzieci dzięki temu miejscu, poruszą nawet najbardziej skostniałe serca. Autorka z własnego doświadczenia opisała jak wyglądają zajęcia dla takich osób, jak takie dzieci cieszą się z każdej chwili życia, czego my po prostu nie doceniamy na co dzień w pędzie życia. 

"Pomyślała, że tak bardzo nie docenia tego, że może rano wstać i przez okno dostrzec piękno świata. Co robi zamiast tego? Wiecznie marudzi i narzeka. Jakby jej się wszystko waliło., A przecież jest zdrowa, ma dwie ręce, dwie nogi, wzrok, słuch, czyli może dzięki temu dokonać rzeczy nawet pozornie niemożliwych."


Niestety Teatr na Woli nie zarabia na siebie, a wręcz przynosi straty i miasto postanawia więcej w niego inwestować. Miejsce zostaje sprzedane i już wkrótce może przestać istnieć. Co dalej z dziećmi? Czy znajdą swoje miejsce na ziemi? Co ma wspólnego sąsiadka Zuzy z teatrem? I czemu biznesman Jakub, który kupił teatr, uważa to miejsce za przeklęte?

Na te pytania wam nie odpowiem, ale mogę Was zachęcić. Książka ta na pewno znajdzie się na mojej liście zaskoczeń 2018. Uwielbiam takie perełki, które z opisu nie sugerują aż takiej uczty literackiej. Mogłam przy tej książce się wzruszyć, rozpłakać, pośmiać, a przede wszystkim razem z Zuzanną próbować rozwiązać zagadkę...

Autorka bardzo mnie zaskoczyła dobrze skonstruowaną historią, odwlekałam moment zakończenia powieści. Wszystko ma swój sens, cel, nawet ten biały latawiec zawarty w tytule i na okładce. Czytając książkę wiele kobiet może nabrać większej odwagi do zmiany swojego życia, warto zawsze coś w nim zmienić i dać szansę na szczęście. Książka wzbudziła we mnie też melancholię, jakie to nasze życie jest kruche, kilka sekund i zmienia się wszystko. Można także zastanowić się ile my dajemy dla innych od siebie. Jedna książka, a tyle rozważań, pozytywnych myśli. 

Gwarantuję, że fani powieści obyczajowych będą zachwyceni. Powieść chwyta za serce tak, że jestem pewna, że nie zapomnę tej historii. Jest to niezwykle przejmująca słodko-gorzka opowieść o przyjaźni, pasji, miłości do drugiego człowieka, docenianiu życia tu i teraz. Książka ma tak wiele przejmujących zdań, że trudno je by było wszystkie spisać. 

"Życie to żywa scena, po której przechadzają się różni aktorzy i grają w różnych sztukach. Czasami wbrew własnej woli, zaskoczeni przez spot sytuacji."

Moje refleksje: nie oceniaj książki po okładce. Nie sądziłam, że ta książka aż tak głęboko wejdzie we mnie, że trudno mi nawet zabrać się było za napisanie recenzji. To pierwsze spotkanie z panią Iloną uważam za bardzo udane. A was zostawiam z mądrym cytatem z książki:

"Tańcz, śmiej się, korzystaj z życia. W życiu nie ma prób tak jak w teatrze. Od razu jest premiera, co oznacza, że każda sekunda naszego życia jest bezcenna."





Dziękuję autorce i wydawnictwu Muza za egzemplarz recenzencki.
Wydawnictwo: Muza
Rok wydania:  2018
Ilość stron: 471
Moja ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że do mnie wpadłeś. Jeśli masz ochotę to zostaw komentarz.
Zapraszam na mojego Facebooka, gdzie organizuję konkursy oraz na Instagrama, na którym zamieszczam zdjęcia książek i nie tylko.