29 grudnia 2017

Czas poświąteczny - czas zadumy

"Święta, święta i po świętach" - tekst mojej śp. babci odwiecznie prawdziwy. Powoli wszystko wraca do normy i spokoju. W sklepach mniej ludzi, nikt nie biega z mordem w oczach. Półki pełne, ozdoby świąteczne -50%, na parkingu jest miejsce, nawet ja mogę zaparkować blisko wejścia, w końcu gra normalna muzyka a nie ciągle Last Christmas. Nie można już wykorzystywać osoby Świętego Mikołaja do przywrócenia porządku w domu. Mimo tego, że jest PO świętach chcę do nich na chwilę wrócić w tym poście. Zapraszam!




Święta minęły szybko, czyli tak jak zawsze. Dni wypełnione miałam od rana do wieczora, a i tak mam wrażenie, że myśląc o tym czasie wiele bym zmieniła w swoim zachowaniu czy w swoich wyborach. Mam wrażenie, że to tylko u innych ludzi jest tak idealnie. Przeglądając facebooka można popaść w kompleksy. Piękna choinka, super ciuchy, radość na buzi i grzeczne dzieci.

U mnie jest inaczej niż na zdjęciach w gazetach. Moje dzieciaki dostają głupawki jak są goście, bunty na maksa, jakieś fochy i dziwne teksty, których nie słyszę zwykłego dnia. Choinkę ubierały same więc wiadomo że nie jest to konkursowe drzewko, ale dla mnie najpiękniejsze na świecie, bo widziałam radość z tego że mogły ją same "projektować". Po negocjacjach z córką pozwoliłam jej samej wybrać ubranie na kolacje wigilijną, olałam tę sukienkę co kupiłam specjalnie na tę okazję. Moje dzieciaki siadając do stołu najpierw u teściów a potem u nas stwierdziły, że śmierdzi i nie ma co jeść. A zrobienie im zdjęcia przy choince to było wyzwanie. Za płotem zawsze trawa zieleńsza a dzieci grzeczniejsze. Znacie to? 

Po co w ogóle piszę o tym co było? Od kilku dni naszła mnie straszna melancholia, humor zmienił mi się z mega zadowolonego na taki lekko przygnębiający. Czytam nocami nadal dużo, ale ogarnia mnie wieczorami taka niemoc, że wydaje mi się, że mam pustkę w głowie i dlatego na blogu ostatnio była cisza. Wydawałoby się, że powinnam być zadowolona, bo wszystko się udało. Wigilia, dni świąteczne, spotkania i rozmowy... kiedy tak siedziałam na podłodze z dzieciakami, które ganiały się za maleńką kotką, naszła mnie myśl, że nie chcę kolejnego roku. Teraz jest tak dobrze. Moi rodzice i teście jeszcze żyją w zdrowiu, córka jest na tyle mała, że potrafi przyjść i się przytulić, synek biega za mną z krzykiem MAMA gdzie idziesz? Mąż - udał mi się mój chłop nie ma co. Czuje się lepiej niż kilka miesięcy temu i gdyby tak zostało... to dam radę żyć. Mam wrażenie, że nie uda się wrócić do stanu zdrowia sprzed dwóch lat, jednak mimo wszystko jestem wdzięczna za to jak jest teraz. Właśnie teraz. 

Miałam dziś w nocy straszny sen, w którym kilka osób z mojej bliskiej rodziny zmarło. Pamiętam ten szok po przebudzeniu i radość, że to był tylko sen. Jakie muszą być smutne i puste Święta, kiedy zabraknie przy stole choć jednej osoby? A to niestety przed nami bo takie są koleje życia, ludzie będą odchodzić szybciej lub wolniej, ale będą... I chyba właśnie to najbardziej mnie przeraża, ze nigdy nie wiemy które Święta będą tymi ostatnimi dla nas. Albo które będą ostatnie w takim wesołym gronie. Może lepiej nie wiedzieć... dlatego - mimo że moja pesymistyczna natura każe mi mieć do siebie zastrzeżenia jako do matki czy  żony - staram się skupiać tylko na pozytywach i jasnych aspektach mojego życia. Chcę pokazać dzieciom o co chodzi w czasie tych dni, że ważni są ludzie. Tłumaczę jakie to szczęście, że mieli okazję przełamać się opłatkiem ze swoją prababcią.


Nie wiem jak Wy, ale ja czuję się zmęczona Świętami, tym bieganiem i szykowaniem, ale z utęsknieniem czekam na kolejne Boże Narodzenie. Mam nadzieję, że przy stole nikogo nie zabraknie. Czego i Wam życzę. Przepraszam, że dziś tak melancholijnie, ale taki mam humor. 

Buziaki,
K. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że do mnie wpadłeś. Jeśli masz ochotę to zostaw komentarz.
Zapraszam na mojego Facebooka, gdzie organizuję konkursy oraz na Instagrama, na którym zamieszczam zdjęcia książek i nie tylko.