10 grudnia 2017

Masz dzieci? Wrzuć na luz - nie planuj za dużo!

Witajcie,

tak mnie dzisiaj naszło na taki temat - znany wszystkim matkom tak bardzo jak dyskusje na temat szczepień, karmienia piersią czy dyskusji co lepsze -  cc czy poród naturalny. O tym też kiedyś napiszę, bo to niezły temat na post.  Planowałam o tym napisać na samym początku blogowania, ale ciągle coś.


No właśnie. Jak to jest z tym planowaniem jak masz dzieci? Ano, w większości przypadków różne moje plany mogłam sobie w d...wsadzić. Dosłownie i w przenośni. Zapraszam na nowy post. 

Jak byłam jeszcze "niedzieciatą" mężatką to pamiętam że wpadłam wtedy w fazę planowania, nie tylko zakupów, ale życia zawodowego, spotkań z przyjaciółmi, wyjazdów itd. Zawsze lepiej do mnie przemawia słowo pisane  a nie słuchane czy oglądane, dlatego uwielbiam do dziś tworzyć plan działania. Ktoś spyta - po co? Na co? bez sensu. Może i tak, ja mam tak że dzięki planowaniu jest mi dużo łatwiej wszystko ogarnąć, zapamiętać. Jak był jakiś egzamin do znania - nigdy nie uczyłam się na ostatnią chwilę, tylko wolałam codziennie uczyć się po trochu, wg wcześniej rozłożonego planu działania. Taki już mam charakter, nie dawałam rady na raz zrobić nie wiadomo ile. Dzięki wykonaniu danego planu dziennego czułam, że panuję nad sytuacją. 

Potem urodziła się Julka. Już na etapie ciąży plan mojego życia jako ciężarna wziął w łeb, bo do pracy nie mogłam chodzić, ale miałam siłę i pracowałam czasami zdalnie. Naoglądałam się seriali, nikt mi nie powie, że serial 24 nie jest odpowiedni w ciąży, bo hehe obejrzałam wszystkie sezony i byłam zachwycona. Jula była super noworodkiem i dzieciątkiem, spała dużo, jadła 1x w nocy, nie chciała noszenia na rękach, cudo! Nie rozumiałam tych jęczących matek, bo miałam inną sytuację. Jak płakała z bólu rosnącego zęba wystarczył czopek i spała do rana. Na macierzyńskim dużo czytałam, bo Julka nie potrzebowała towarzystwa. Lubiła oglądać książeczki, budować z klocków i tak sobie siedziałyśmy w domu. Wróciłam do pracy jak miała 10 miesięcy, pracowałam potem na pół etatu i nie rozumiałam jak można narzekać na dzieci. Ok, świat się zmienił, ale bez przesady. Mąż pomagał, zrobiłam studia podyplomowe, kurs na głównego księgowego. Nadal planowałam swoje życie, co kiedy, gdzie pojedziemy, co przeczytam itd. I było mi z tym dobrze. 

Zaczęło się zmieniać jak Jula poszła do żłobka w wieku 2,5 roku. Zachorowała mi tak już na wstępnie, że dwa miesiące były wyjęte z życia. I własnie wtedy zaczęły się sypać moje PLANY, wypad w góry nie doszedł do skutku, musiałam chodzić na zwolnienia, w pracy zaległości, Julce nie przechodziło. Nie ukrywam, że miałam ogromną frustrację jak wszystko co zaplanowałam leciało na łeb na szyję. Jak przeżyliśmy okres żłobkowo-wczesnoprzedszkolny znów wszystko wróciło do normy. 

Jednak w życiu musi być równowaga. Na rocznicę ślubu miałam jechać do miasta moich marzeń czyli odwiedzić NYC. Bałam się samotnego lotu Dreamlinerem (miałam dolecieć do męża który był w delegacji), ale byłam mega podekscytowana. Zaplanowałam mniej więcej co chcę zobaczyć itd. Plan się rypnął ładnie mówiąc jak się okazało, że jestem w ciąży i to zagrożonej. Pamiętam jak z bólem brzucha trafiłam do doktor do lux med prawie na czworakach- myślę, wezmę no-spę i będzie ok- a on do mnie: musi pani leżeć plackiem. Mówię: mam zamknięcie kwartału w pracy!  A on: chce pani to dziecko? czy nie? Chciałam bardzo. Tak mi było niedobrze, że okres ciąży nie był dla mnie ciekawy. Musiałam leżeć do końca, dzień po dniu w jednym pokoju, na lewym boku. Myślę nawet,  że miałam depresję. Mimo ciągłego leżenia nie dałam rady czytać. Przykro mi było, że nie dam rady poświęcić czasu Julce tak jak by ona tego potrzebowała. Przestałam pracować, wymiotowałam 24 h i to po wszystkim. Ble na samą myśl.... I oczywiście pamiętam, że zamiast 10.10.2014 lecieć do stanów, mój teść wiózł mnie na usg,  tak mnie bolał brzuch. 

Wtedy przestałam planować. Urodził się Szymek i znów zaczęłam żyć. Wychodzić z domu. Planować. Ktoś spyta co planować? Powrót do pracy, wyjazd z dziećmi, odwiedziny u znajomych, sprzątanie strychu, dużo można planować. 

Los znów ze mnie zadrwił kiedy w styczniu 2016 zaczęło mi się kręcić w głowie. Historia mojej choroby ciągnie się do dzisiaj i nie o tym chcę pisać. Życie nauczyło mnie żeby nic nie planować.Okazało się, że nie dam rady wrócić do pracy, mały był (jest) bardzo absorbujący i wstający rano o 5. Zupełne przeciwieństwo Julki. Jak idą zęby nie śpię całymi nocami. Czopki mogę sobie w d...wsadzać bo jemu i tak nic nie pomaga! A moja choroba zmieniła moje nastawienie do życia. Planowałam kupić sobie ciuch, książkę, może gdzieś pojechać? musiałam zmienić plany, bo kasa idzie nadal na leczenie.

A ileż razy plany zmieniają się przez dzieci? To wiedzą tylko matki. Te katary, kaszle, wymioty wtedy kiedy jak najmniej się ich spodziewamy. 

Teraz zaczęłam od 1,5 mca pisać bloga. Robię wszytko sama wiec zajmuje mi to wiele czasu skradzionego ze snu. W dzień staram się czas spędzać aktywnie z dziećmi, Julka lekcje, Szymek wyklejanki, spacerki, obiadki, czytanie z dziećmi. Wieczór wiadomo usypianie i lulanie. Jak mam to szczęście i nie zasnę na amen siadam do komputera i piszę do was. Czytać też czytam - spytacie kiedy, napiszę o tym oddzielny post.

Jak miałam zaplanowany czas, że dziadki posiedzą z małym, Julka pójdzie do szkoły a ja zajmę się dopieszczaniem wyglądu bloga, pisaniem postów na teraz i na zaś i czytaniem, to Julka zachorowała na zapalenie płuc. Jak już wyzdrowiała zachorował Szymon.  Jak to mówią masz dzieci - nic nie planuj.

Mimo wszystko nadal lubię sobie planować. Taki mam mózg, taką naturę. Zapisałam się na kurs kadrowo płacowy w przyszłym roku. Chcę iść do pracy po kilku latach przerwy. Marzę o zdrowiu i nie wydawaniu wszystkiego w aptekach czy u dr. Mam zaplanowane wiele postów na blogu, mam pomysły czym chcę się z Wami podzielić. Planuję, planuję. Ale robię to inaczej i z głową. Mając dwójkę dzieci bez kalendarza i z moimi bólami głowy zapomniałabym o wszystkim. A jest o czym pamiętać, lekcje, zajęcia dodatkowe, zebrania w szkole, spotkania z koleżankami (córki), fryzjer, wyjazdy do lekarzy itd. Planuję też przyjemności, co przeczytam, o czym napiszę, co zrobię. Ale nie przykładam do tego tak wielkiej wagi. Uda się to super, nie - zrobię jutro, za tydzień, może w ogóle. Jak ktoś zaprasza zawsze mówię, że jak będziemy zdrowi to chętnie wpadniemy. Ale nic na siłę, los pokaże. Uczę się spokoju kiedy plany nie wypalają. Nauka odpuszczania też wielu rzeczy jest trudna, ale możliwa. Nie warto być perfekcyjnym bo się po prostu nie da.

Wiem, że to banał. Ale zdrowie jest najważniejsze. Jeśli będę zdrowa wiem że ogarnę wszystko. Będę się nadal wkurzać  jak każda matka na nieposprzątany pokój, nie zjedzenie obiadu, będę zmęczona wiecznym praniem, sprzątaniem, zakupami, siedzeniem i rozmową na temat Tupcia chrupcia i jego problemów. Ale jeśli będzie zdrowie to z chęcią usiądę do bloga, do tej części internetu, która jest tylko moja. Jeśli będzie zdrowie pójdę do pracy. jeśli będzie zdrowie to... czyżbym znów zaczęła planować? A może warto po prostu wyluzować i żyć z dnia na dzień?

Choć przyznajcie sami- planowanie wakacji zawsze jest miłe.



Wasza K.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że do mnie wpadłeś. Jeśli masz ochotę to zostaw komentarz.
Zapraszam na mojego Facebooka, gdzie organizuję konkursy oraz na Instagrama, na którym zamieszczam zdjęcia książek i nie tylko.