28 czerwca 2022

Wywiad z Dorotą Gąsiorowską

Zapraszam na nowy post, w którym przeprowadzam wywiad z autorką serii Dni Mocy. 

Bardzo dziękuję Dorocie Gąsiorowskiej za udzielenie odpowiedzi na moje pytania.



1. Od premiery Twojej książki „Zielone oczy driady” minęły już prawie dwa miesiące. Opinie na stronach księgarń i w mediach społecznościowych są bardzo pochlebne, czemu się nie dziwię. Czy zdarza Ci się otrzymywać wiadomości od czytelniczek z feadbackiem po lekturze? 

Raczej rzadko je otrzymuję, natomiast często zdarzało mi się, zwłaszcza przy pierwszych książkach, że Czytelniczki upominały się o kontynuację któregoś z tytułów. Bardzo chciałabym odpowiedzieć na takie prośby, żeby wszyscy byli zadowoleni, ale z doświadczenia wiem, że to niełatwe. Mam wrażenie, że moje historie przychodzą do mnie we właściwym momencie, a zanim zacznę je pisać, najpierw muszę dogłębnie poczuć rzeczywistość, w której będę przebywać przez wiele miesięcy. Chyba nie potrafiłabym nagle zmienić kursu, kiedy sercem jestem gdzieś indziej, przy innych bohaterach i w innej opowieści. Poza tym postaci, które powołuję do życia z reguły są bardzo uparte i często chadzają swoimi ścieżkami. Niejednokrotnie fabuła wymyka się spod kontroli i toczy się torem, którego, na przykład kilka dni wcześniej, nawet nie brałam pod uwagę. Dlatego trudno byłoby mi narzucić sobie w pisaniu jakikolwiek schemat. Z doświadczenia wiem, że gdy czasami zbytnio analizowałam niektóre fragmenty tekstu, starałam się przeforsować pewną granicę, za bardzo coś zmienić, zrozumieć, napotykałam na twórczą blokadę. Wolę więc poddać się „fali”, a kontrolę zostawić do momentu, aż postawię ostatnią kropkę. 


2. Twoja seria „Dni Mocy” jest szczególnie bliska mojemu sercu. Ogromną zaletą jest objętość każdego tomu. Czy zdradzisz ile czasu pisałaś np. „Zielone oczy driady” (ponad 600 stron)?


Z reguły napisanie książki zajmuje mi około pół roku. „Zielone oczy driady” pisałam trochę dłużej. Nieraz, kiedy idzie mi naprawdę bardzo dobrze, wydaje się, że skończę książkę szybciej, ale potem w rezultacie okazuje się, że i tak od momentu, gdy zaczęłam, minęło minimum sześć miesięcy. Niestety choćbym bardzo się starała i nie wiem jak uparcie zaklinała rzeczywistość, nie jestem w stanie przyspieszyć tego procesu. Mimo że wokół mnie kręci się mnóstwo historii, które już teraz chciałyby się zmaterializować, muszą cierpliwie zaczekać na swoją kolej. Już niejednokrotnie przekonałam się, że na każdą z tych opowieści musi nadejść właściwy czas. 


3. Jestem pod wrażeniem Twojej znajomości legend i tradycji Podlasia. Dlaczego akurat ten rejon jest bliski Twojemu sercu?

Żeby odpowiedzieć na to pytanie, chyba powinnam zacząć od początku. Napisałam kiedyś książkę, która w pewnym sensie stanowiła dla mnie test, czy rzeczywiście mi się to uda. Wyszła przyjemna, całkiem zgrabna historia, pt. „Studnia życzeń”. Skończywszy tę opowieść od razu zaczęłam pisać inną książkę, znaną Czytelnikom jako: „Obietnica Łucji”, a w międzyczasie okazało się, że znalazł się Wydawca, który jest zainteresowany tym tytułem. Pisałam kolejne książki i zostawiłam moją „Studnię…”. Później doszłam do wniosku, że nie chciałabym jej wydać, bo na tle historii, które stworzyłam po niej, wydała mi się niezbyt dopracowana i mało ciekawa. Szkoda było mi jednak zrezygnować z tego pomysłu, bo mimo wszystko poświęciłam tej opowieści fragment życia i czułam w związku z tym pewien niedosyt. Musiało upłynąć trochę wody w rzece zanim nadszedł właściwy moment i uznałam, że dam tej książce drugie życie. W konsekwencji tego napisałam ją od nowa. Pewne sytuacje pozostały jednak niezmienne. Akcja „Studni życzeń”, też toczyła się na Podlasiu, a główna bohaterka miała na imię Natasza. Znalazła się w niej też apodyktyczna matka głównej bohaterki, zielarka Salma i sam pomysł studni oraz związanej z nią legendy. Już pisząc „Pamiętnik szeptuchy”, poczułam, że mam ochotę zostać w tym klimacie trochę dłużej i pojawił się pomysł na kolejne części. Chciałam, żeby to właśnie magiczne Podlasie było, przynajmniej w pewnym stopniu, miejscem, gdzie toczy się akcja Dni mocy. Właśnie na Podlasiu bohaterki kolejnych tomów doświadczają spektakularnych, ocierających się o metafizykę, przeżyć i podążając śladem postaci z okolicznych legend, niejako stają się częścią tego tajemniczego świata. Pisząc te historie, czułam się tam cudownie. Podświadomie wiedziałam, że to idealne miejsce, gdzie może zadziać się magia. 

4. Nie ukrywam, że pierwszy raz czytałam o driadach. Czy od zawsze interesowałaś się legendami, czytałaś dużo na ten temat?


Od dziecka kochałam baśnie i legendy, zresztą wciąż je uwielbiam. Zwykle niosą piękny przekaz i można się w nich doszukać wielu ważnych symboli, które mają odniesienie do współczesnego życia i ani trochę nie straciły na aktualności. To jak odbierzemy tego typu historie i ile z nich wyniesiemy zależy od naszej wrażliwości, otwartości umysłu oraz uważności. Dla jednego będą to bzdety i przeczyta takie opowieści z przymrużeniem oka, a dla kogoś innego mogą okazać się zbiorem nieocenionych mądrości i prawd, dzięki którym taka osoba będzie mogła ujrzeć świat z innej, szerszej perspektywy. 
Odkąd pamiętam, zawsze miałam bujną wyobraźnię i od najmłodszych lat wymyślałam różne historie. Jakiś czas temu moja przyjaciółka z podstawówki przypomniała mi sytuacje, kiedy w czasie przerw siadywałyśmy z dziewczynami na ławkach, a ja snułam różne opowiastki, które – podobno – one słuchały z wypiekami na twarzy, zagryzając jabłka i kanapki. Swoją pierwszą książeczkę, która niestety nie przetrwała do dziś, napisałam właśnie we wczesnych klasach szkoły podstawowej. Na rodzinnych spotkaniach opowiadałam dzieciakom wymyślone na poczekaniu bajki, a te opowieści jakoś tak naturalnie wciąż mnożyły się w mojej głowie. Poza tym na co dzień staram się patrzeć na świat oczyma dziecka, a wówczas nawet poważniejsze życiowe problemy wydają się mniej przerażające i łatwiej się z nimi uporać. 


5. Bardzo podobało mi się umieszczenie częściowej fabuły w domku na klifie w Irlandii. Czy miałaś przyjemność być w takim miejscu czy to wszystko Twoja wyobraźnia?


Rzadko kiedy podróżuję do miejsc, które opisuję w moich książkach. Jestem wzrokowcem i szczególne znaczenie ma dla mnie obraz, fotografia. Wyobraźnia odgrywa w moich historiach ogromną rolę, ale jeśli zdecyduję się osadzić akcję na określonym terenie, staram się jak najdokładniej poznać jego historię. Czytam na ten temat, próbując wyłapać różne ciekawostki, przeglądam zdjęcia, grafiki. Zwykle przemawiają do mnie drobiazgi, często niepozorne, na które ktoś inny być może nawet nie zwróciłby uwagi, a dla mnie zawierające  jednak wyjątkowy potencjał. Dopiero kiedy mam w głowie konkretny zarys, mogę tę historię ożywić. Tak jest na wszystkich etapach tworzenia. Wystarczy, że do gry znienacka wproszą się nowi bohaterowie, a akcja zmienia kurs, więc potrzebne mi są nowe informacje, które uzupełniam na bieżąco. Nie jestem w stanie zaplanować dokładnie fabuły, gdyż jedna opisana przeze mnie sytuacja, tak jak w życiu, niesie wiele możliwości. Mam wrażenie, że bohaterowie moich książek chadzają swoimi ścieżkami i czasem muszę się solidnie „nabiegać”, żeby za nimi nadążyć. 


6. Ogromnym autem książki jest nadzieja i uporanie się z demonami przeszłości. Czy zawsze starasz się w swoich powieściach zawrzeć jakiś wątek psychologiczny?


Gdy do akcji książki dołączają nowe postaci, każda wnosi inną energię, inne emocje i inną historię. Powołując do życia kolejnych bohaterów, powoli ich poznaję i zaczynam odczuwać ich świat, bolączki, radości, dylematy. Zachowuję czujność, ale pozwalam im się prowadzić i stojąc jednocześnie z boku, jak i bezpośrednio uczestnicząc w ich życiu, opisuję problemy z jakimi się zmagają. Staram się ich uważnie „słuchać”, nigdy nie oceniając zachowania i podejmowanych wyborów. Mam wrażenie, że każda z książkowych postaci chce mi przekazać coś ważnego. Jeśli chodzi o uczucia, trudno jest mi niektóre zachowania analizować, więc opisując pewne sytuacje, zazwyczaj słucham intuicji. Z natury jestem optymistką i mimo różnych życiowych zawirowań, próbuję dostrzegać lepszą wersję świata. Takie podejście pewnie ma wpływ na niektórych bohaterów moich książek, którzy, być może, czasem przemawiają moim głosem. Miłość, jako uczucie uniwersalne, nadzieja i wiara w siebie, w dobry, pełen życzliwości świat, są jak kompas. Ostatecznie zawsze zaprowadzą nas do celu. Wsłuchując się w siebie, we własne uczucia, co nie zawsze jest miłe, a często wręcz niekomfortowe, zyskujemy gwarancję, że nie rozminiemy się ze sobą.  

7. Czy seria „Dni Mocy” będzie miała jeszcze kolejne tomy?

Na dzień dzisiejszy ta seria zakończyła się jako trylogia, ale nie mówię „nie”, więc być może kiedyś jeszcze do niej wrócę. Na razie mam jednak w planie inny cykl, a pierwszy tom już się pisze. Jeśli chodzi o ten pomysł, na pewno będę potrzebowała dużo cierpliwości, determinacji i hojności weny, ponieważ ta seria prawdopodobnie będzie składać się z wielu tomów. A póki co w najbliższym czasie, czyli jeszcze tej jesieni, ukaże się „książka niespodzianka”. Pisałam już o tym u siebie na fanpejdżu, że tej historii właściwie miało nie być. Któregoś jesiennego poranka dopadła mnie ona nieoczekiwanie, a potem nie pozwoliła o sobie zapomnieć. Musiałam usiąść do komputera, otworzyć nowy plik i dać jej szansę. Ta opowieść lekko nawiązuje do innej z moich książek, ale na razie jeszcze nie zdradzę, o który tytuł chodzi. Mam nadzieję, że uda mi się tą powieścią zaskoczyć Czytelników, gdyż dla mnie jest ona ogromnym zaskoczeniem. 

8. Czy planujesz w najbliższym czasie jakieś spotkania autorskie? Wiele czytelników na pewno chciałaby Cię poznać osobiście. 

Uwielbiam spotkania z Czytelnikami, ale niestety na razie z pewnych względów trochę trudniej będzie mi w nich uczestniczyć. 


Kasiu, dziękuję Ci bardzo za zaproszenie do rozmowy,  przepiękną rekomendację „Zielonych oczu driady”, Twoją życzliwość  i moc ciepłych słów o moich książkach!




2 komentarze:

Dziękuję, że do mnie wpadłeś. Jeśli masz ochotę to zostaw komentarz.
Zapraszam na mojego Facebooka, gdzie organizuję konkursy oraz na Instagrama, na którym zamieszczam zdjęcia książek i nie tylko.